Codziennik Prawdy Codziennik Prawdy
804
BLOG

Kto kontroluje Internet?

Codziennik Prawdy Codziennik Prawdy Polityka Obserwuj notkę 4

Ostatnie miesiące przyniosły falę protestów przeciwko pomysłowi dotyczącemu blokowania stron internetowych. Rząd wstępnie wycofał się z projektu, żeby wrócić do niego zatrważająco szybko. Podobnie kształtowała się sytuacja z nowelizacją tzw. Pakietu Telekomunikacyjnego (dyrektywy UE z 2002 roku), kiedy najpierw wycofano się z pomysłu aby z impetem wrócić do niego w grudniu zeszłego roku. Czy ktoś ma jeszcze jakieś wątpliwości co do tego, kto stoi za globalną siecią?

 

Porozumienie

 

Liberalizacja rynku telekomunikacyjnego zakończona w 1998 roku nigdy by nie nastąpiła, gdyby rządy zdawały sobie sprawę z potęgi internetu. Jednak wtedy, jak i rok później, nikt jeszcze nie traktował poważnie globalnej sieci. Nie było to novum – istniało od jakiegoś czasu, jednak nikt nie mógł zauważyć tkwiącego w nim potencjału. Dopiero boom informatyczny przed 2000 rokiem i fala bankructw w Stanach Zjednoczonych skierował wzrok globalnej finansjery na internet, jako pewnego rodzaju medium. Ale nie tylko finansjery – znacznie groźniejszy okazał się wzrok Agencji Wywiadowczych.

 

Po wydarzeniach z 11 września 2001 roku nikt już nie miał wątpliwości co do tego, jak ważną rolę będzie odgrywał w przyszłości internet. Świat nie mógł uwierzyć, że kilku terrorystów zachwiało najpotężniejszą gospodarką świata. Pojawiła się konieczność kontrolowania sieci, kontrolowania dotąd niekontrolowanego przepływu danych i informacji. Miliardy bitów wędrujących z każdą sekundą we wszystkie strony świata, przypominały rosnącą falę tsunami. Anonimowość zapewniająca wolność podkopywała autorytet nie tylko rządu, ale i samych wywiadowni.

 

Porozumienie musiało zostać zawarte pod koniec 2001 roku i z pewnością jego inicjatorami było Mi6 oraz CIA. Postanowiono, że rządy będą musiały zwiększyć inwigilację obywateli. Do spotkania najwyżej postawionych urzędników tych agencji doszło prawdopodobnie w Brukseli, zwanej miastem szpiegów. Dobrze poinformowane źródła wskazują, że mogło to mieć miejsce 16 grudnia 2001 roku. To nie była mroźna niedziela, życie nie zamarło a politycy nawet nie zdawali sobie sprawy z tego, że podczas kolacji w jednej z brukselskich restauracji, zamkniętej dla pozostałych gości, najpotężniejsi ludzie decydują o losach świata.

 

Nad dyrektywą 2002/21/WE w sprawie wspólnych ram regulacyjnych sieci i usług łączności elektronicznej pracowano od pewnego czasu, jednak z początku miała tylko regulować najważniejsze kwestie rynku telekomunikacyjnego. Zmiana nastąpiła po 5 stycznia kiedy nagle zgłoszono kilkanaście poprawek. Z pozoru niewinnych a jednak tworzących ramy przyszłej inwigilacji. Przyjęto ją również zaskakująco szybko, bo już 7 marca 2002 roku, choć prace miały trwać co najmniej do października / listopada. Skąd to przyspieszenie? Tłumaczono ten fakt chęcią polepszenia sytuacji na rynku telekomunikacyjnym. Polepszenie poprzez wprowadzenie zalążków kontroli? Czy to nie ciekawe?

 

Lecz co właściwie ustalono 16 grudnia 2001 roku? Otóż jedną, niezwykle prostą rzecz – powolne ale systematyczne wprowadzanie coraz większej kontroli internetu. Kontrolowanie nie tylko użytkowników ale również dostawców. Pod przykrywką liberalnego rynku dążono do zagwarantowania monopolu państwa w sferze prywatnej. Celem miało być stworzenie rozbudowanej ochrony prywatności, pod płaszczykiem której stworzy się instytucję nadzorującą wszystkie powstające na danym terenie bazy danych. Czy nie przypomina Wam to czegoś? Drugim celem miała być kontrola prewencyjna – blokowanie dostępu do stron oficjalnie uznanych za stwarzających zagrożenie.

 

Konsekwencje

 

Nikt chyba nie spodziewał się, że cel zostanie osiągnięty tak szybko. Warto jednak pamiętać, że wszystko ułatwiła jedna inicjatywa prywatna – Google. Wyszukiwarka gromadząca miliardy danych. Nowe strony są katalogowane czasem po kilkunastu minutach. Google, które powstało w dobrych intencjach, doprowadziło do połączenia dotychczas pluralistycznego świata, oceanu wysp. Bo tak wcześniej wyglądał internet – miliony stron nie połączonych jednym węzłem. Dzisiaj wszystko jest Google. Każda strona ma swoje miejsce w tym potężnym konglomeracie, który jednocześnie pozwala znaleźć informacje o ogromnej rzeszy ludzi. Korzystających z internetu. Już nie zostawiamy śladów na serwerach – teraz tropi nas Google.

 

Jaką rolę w kontrolowaniu internetu odgrywają polskie służby? Obawiam się, że żadnej. Polska wkroczyła do UE kiedy ta już była zdominowana przez jasne interesy Brytyjczyków i Amerykanów. Musieliśmy zaakceptować dyrektywy, teraz zaś nie robimy nic więcej, jak akceptujemy dalsze decyzje. Tym samym chcąc – nie chcąc stajemy się ofiarami Porozumienia Agencji. Porozumienia z 16 grudnia 2001 roku. A wolność w internecie stała się fikcją. Minął bezpowrotnie jej złoty wiek.

Wierzę tylko temu, co można zaobserwować. Najważniejsze są fakty. Człowiek obdarzony zdolnością logicznego rozumowania i wyciągania wniosków, może czerpać z faktów niebywały pożytek. Racjonalna analiza, z odrzuceniem mitów i teorii tworzonych pod wcześniej ustaloną tezę, pozwala nam dostrzec w Świecie prawdę - taką, jaką ona jest. Bez zbędnego fałszu i w jej czystej postaci.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka